



Jestem szczęśliwym posiadaczem floty statków kupieckich w liczbie 30 i wymienionych wyżej 3 okrętów którymi rozbijam się po sektorach (oraz kilku myśliwców w ładowni Deimosa i lotniskowca ) . Stateczki handlowe pracują jak mrówki zarabiając kredyty, jak dotąd taki stan rzeczy mnie zadowalał, fascynował. Wybudowałem małą fabryczkę szerszeni dla Deimosa, wyznaczyłem 6 mercurych do zaopatrywania Krakena, co jakiś czas szkoliłem Marines, przejmowałem jakiś statek i sprzedawałem na żyletki... załoga była zadowolna, kapitan miał jakiś cel, morale na pokładzie były wysokie, a lufy i zamki wyrzutni oraz dział były pielęgnowane przez okrętowych majtków... A teraz? Kaszana, siedzę niczym smutny boroński ciec na pokładzie orki. Zawinęliśmy do federacyjnej placówki wojskowej, załoga porozłaziła się po knajpach, stacjach, sektorach, systemie, a ja siedzę sam w ładowni i ćpam telediańskie ziółka... Nie proszę o pożyczkę, kredyty mam.
O okręty i floty też nie zabiegam, zresztą błaganie o jakąkolwiek pomoc jest dyshonorem i prędzej bym wysłał siebie samego do abordażu xenońskich fregat niż przyjął darowany z litości statek czy kredyty...
A jednak, stoję tu ( a w zasadzie piszę


Siedzę teraz w ładowni z wyciągnięta głowicą szerszenia. Obok mnie kontenery rakiet, ogniw energetycznych, a wszystko to pod generatorem dział, obsługa stacji nic nie wie o tym ładunku i moich problemach, ich skanery niczego nie wykryją, włazy są zaminowane, kadłub dodatkowo opancerzony, spolaryzowany... Nikt nie usłyszy wybuchu w próżni, nikt nie zdąży nadać komunikatu. Inni w sektorze zauważą tylko jasną kulę a następnie niewyparowane elementy stacji, rozerwane szczątki mojego Deimosa, tysiące martwych istot odlatujących w próżnię...