Myślę, że lekko sfabularyzowane przechodzenie głównego wątku może być ciekawe, piszcie swoje wersje
Jeśli moderator woli podczepić tego posta pod tamten watek jednak nie ma sprawy
Mój kawałek:
Na szczęście, dalej były niewielkie kolonie Boronów. Niestety jak tylko postanowiłem się zatrzymać, to Seya, która do tej pory słowem się nie odzywała, zaczęła mnie ponaglać.. Jakoś nie śmiałem się jej sprzeciwić.
Nagle z odrętwienia wyrwał mnie komputer pokładowy! -Co jest? zamruczałem. Po chwili wszystko było jasne. Khaaki zaatakowały moją kopalnię krzemu! No tak, z jednej strony cholerne piramidki, z drugiej narwana kobita. Nieciekawy wybór.. Udałem, że coś szwankuje mi silnik i zaleciałem za najbliższą asteroidę, gdzie uruchomiłem napęd skokowy. Jak to dobrze, że mam kopalnie blisko północnej bramy! Hmm, jeden M3 czy jak tam klasyfikują swoje statki Khaaki, i trochę drobnicy. Wziąłem na cel największego, widać był on pewny siebie bo leciał prosto tnąc przestrzeń swoimi kyonicznymi działkami. -Jestem twardszy niż ci się wydaje sukinsynu!- zaśmiałem się głośno. Wszedł w zasięg działka jonowego; to był koniec, osłona prysła a po chwili rozprysnął się on sam na drobne kawałki od mojej gorącej plazmy. Delektując się chwilę jak wybuchają wkoło mnie resztki jego pojazdu namierzyłem następnych, ale to była formalność..
Sprawdziłem szybko czy kopalnia jest w porządku, była. Więc mogłem wracać, ustawiłem parametry skoku i nim zniknąłem z Ore Belt, zobaczyłem jak powoli podtacza się Tytan. No rychło w czas! Wiem, że jak kiedyś dorobię się statku tej klasy to wprowadzę dyscyplinę, oj wprowadzę..
Saya chyba nie zauważyła mojego zniknięcia, ani nie zdziwiło jej, że pojawiłem się przy bramie. A może wiedziała? Nie ważne, ruszyliśmy w drogę. Jaszczurcze gniazda omineliśmy szybko, nie miałem czasu handlować a z nimi nie można na żadem inny temat się dogadać. Pamiętam jak kiedyś wraz z kumplem bylismy na jakiejś imprezie gdzie solenizantem był Teladianin. Przyniosłem mu prezent, małą, porcelanową kałamarnicę(znajoma Boronka produkowała tego masę i obdarowywała wszystkich naookoło). Oj długo musieliśmy przekonywać go, że to prezent, nie bedzie mi winien nic, żadnej przysługi.. W końcu podpisałem dokument gdzie zrzekałem się za darmo praw do kałamarnicy. Taki to zapobiegliwy naród, nie chciał bym mu kiedy przypomniał, że jest mi coś dłużny...
Eighteen Billion. Z zamyśleń wyrwał mnie głos Sayi. Mieliśmy jak najszybciej przelecież przez czekający nas za bramą sektor Xenoński, do celu wyprawy. Wyczułem, że się bała, ale zachowałem to dla siebie, nie chciałem napomknąć złośliwie, że sama chciała tu lecieć..
Przyznam się szczerze, że sam też czułem lęk. Jednak wziałem się w garść, w końcu co by ona sobie o mnie pomyślała jakbym się cykał?
Przeleciałem przez bramę.
Na Pradawną Kałamarnicę! Toż to cała flota! Dwa M1, przynajmniej tyleż samo M2, nie wspominając o śmieciach... Saya nadawała przez radio bym jak najszybciej gnał do północnej bramy, sama już zresztą była daleko.
Nie trzeba było mi więcej powtarzać. Wcisnąłem dopalacz i skierowałem dziób statku ku bramie. Jednak mój Jonolot, to znaczy Nova, jest strasznie wolna. Nie minęła mizura a poczułem na kadłubie ładunki fotonowe a komputer pokładowy nie nadążał z informowaniem o nadlatujacych rakietach(jak to dobrze, że mam wieżyczkę). Och, jak teraz doceniam radę Berta by zaopatrzyć się w napęd boczny. Okazuje się bowiem, że te wielkie bydlaki może i mają silne działa, ale komputery celownicze kiepskie. Wystarczyło kilka manewrów lewo/prawo by nie mogli mnie trafić.
Bardziej martwiłem się o Sayę, jej statek może i był szybszy, ale na pewno gorzej opancerzony i mniej osłonięty. Jednak radziła sobie nadspodziewanie dobrze, zręcznie wymijając co większe chmary fotonowych wiązek. Ciekawe kto ją uczył pilotażu? Prawie w tym samym momencie wlecieliśmy w bramę, zobaczyłem tylko jeszcze jak za mną jeden Xenon roztrzaskuje się o jej obręcz, cóż, głupia maszyna.